Tajny detektyw
Zabierzemy was na nietypową wycieczkę. Po pierwsze cofniemy się w czasie do dwudziestolecia międzywojennego. Po drugie zanurzymy się w świat słowa pisanego. Książki obok podróży to nasza największa pasja. Gdybyśmy Arthura Conan Doyle’a. twórcę Sherlock Holmesa wsadzili w wehikuł czasu i przenieśli w nasze czasy wprost do księgarni, to sławny pisarz powinien być bardzo zadowolony. Kryminały zdecydowanie zawojowały współczesne czasy. Pójdziemy trochę tym tropem i zobaczymy jak wyglądało przed II Wojną Światową najpopularniejsze czasopismo kryminalne. Będzie to wycieczka trochę w Przemka zawodowo- dziennikarskie tereny. Może to dobry pomysł, by czasem na naszej stronie pojawiała się recenzja jakiejś książki. Co o tym sądzicie?
Seks, morderstwa, brutalne gwałty, samobójstwa, wielkie napady na banki oraz skandale z życia sławnych ludzi zajmują głównie łamy współczesnych gazet brukowych, ale tego typu prasa istniała już od dawna. W przedwojennej Polsce ukazywał się tygodnik „Tajny Detektyw”. Pismo redagowano tak skandalicznie, że zostało zamknięte po 2 latach pod presją opinii publicznej. Miało olbrzymie grono wiernych fanów i obrońców. Skasowania tytułu domagał się także Kościół Katolicki, który miał duży wpływ na politykę i życie codzienne.
W Polsce Ludowej gazety znajdowały się pod całkowitą kontrolą władzy. Stały się doskonałym narzędziem propagandy. To właśnie z nich mogliśmy się dowiedzieć, że jesteśmy dziesiątą potęgą gospodarczą świata, a w kraju żyje się wspaniale. Prawie nie ma przestępstw, a te sporadyczne opisywane w prasie są dziełem wrogów socjalistycznej ojczyzny. Ze szpalt komunistycznych gazet wiało nowomową i nudą. Kto lubił sensacji, musiał szukać gdzie indziej.
Wpojone przez lata przyzwyczajenia, jak ma wyglądać gazeta spowodowały, że nawet w wolnej Polsce po 1989 większość tytułów nie wiele różniła się od siebie.
Wszystko zmieniło się w 2003 roku kiedy na rynku pojawiła się gazeta Fakt wzorowana na niemieckim Bildzie. Dla polskich wydawców był to szok. Klasyczny tabloid odniósł olbrzymi sukces wydawniczy. W kraju, w którym nie istniała prasa brukowa, redaktorzy i wydawcy gazet opiniotwórczych spanikowali. W wyścigu o czytelnika zaczęli kopiować nawet najbardziej szokujące metody zarezerwowane do tej pory tylko dla tabloidów.
W całym tym zamieszaniu zapomniano, że już przed Drugą Wojną w Polsce ukazywała się gazeta, która potrafiła szokować i epatować zbrodnią oraz seksem.
„Tajny Detektyw” był tygodnikiem wydawanym w latach 1931- 33 przez magnata prasowego Mariana Dąbrowskiego.
W każdym numerze publikowanych było kilka reportaży kryminalnych oraz relacji z sal sądowych. Wszystkie teksty opatrzone były dużą ilością zdjęć. W tamtych czasach nie obowiązywała ustawa o ochronie danych osobowych. Również wizerunek osób nie był prawnie chroniony. Autorzy reportaży mieli więc pełne pole do popisu. W gazecie ujawniano imiona i nazwiska przestępców. Podawano nawet ich adresy zamieszkania. Każdy mógł się dowiedzieć, gdzie mieszkał opisywany w tygodniku morderca. Relacje pełne były makabrycznych szczegółów. Dziennikarze mający pełny wgląd w policyjne akta sprawy oraz swobodny dostęp do miejsc zbrodni bezpardonowo raczyli czytelnika krwawymi opisami zbrodni.
Osobny temat to zdjęcia publikowane w magazynie. Z jednej strony, jak na ówczesne realia był to bardzo nowatorski projekt. Zdjęcia makietowane były z artystycznym smakiem. Pozwalano sobie na liczne fotomontaże oraz szparowanie zdjęć. Gazeta ta dla grafików była prawdziwym poligonem doświadczalnym, który w przyszłości zaowocował doskonałym magazynem AS, skierowanym do czytelnika z dobrym gustem.
Z drugiej strony gazeta nie bała się publikować najbardziej makabrycznych zdjęć. Fotografie zmasakrowanych zwłok, porąbanych siekierą, pociętych i zapakowanych w walizkę, ciało zamordowanego odnalezione po kilku dniach w znacznym rozkładzie były publikowane bez żadnego retuszu i zakrywania drastycznych szczegółów. Redaktorzy z tak krwawych scen uczynili znak rozpoznawczy swojej gazety. Współczesne brukowce w porównaniu z „Tajnym Detektywem” mogą się wydawać wyjątkowo łagodnym produktem.
Gazeta epatująca przemocą i gwałtem odniosła olbrzymi sukces finansowy. Ukazywała się zaledwie dwa lata, ale dorobiła się wiernego grona czytelników. Już wtedy okazało się, że żerowanie na najniższych instynktach to pewny sukces wydawniczy. Pod tym względem dzisiejsze tabloidy nic nowego nie odkrywają.
Sposób działania niemieckiego Bilda bezlitośnie obnażył Gunter Wallraff, który pod fałszywym nazwiskiem zatrudnił się jako dziennikarz w tej gazecie. W roku 1977 ukazała się jego książka „Wstępniak”. Wtedy okazało się, że 6 milionów niemieckich czytelników dzień w dzień jest oszukiwana. Większość publikowanych reportaży było wymyślanych przez dziennikarzy. Informacje i fakty zostały zastąpione przez „historyjki” jak redaktorzy nazywali teksty publikowane w gazecie.
Przedwojenny polski „Tajny Detektyw” wzbudzał skrajne emocje. Były głosy zachwyconych czytelników, którzy z wypiekami na twarzy kupowali gazetę żądni taniej sensacji, ale od pierwszego numeru gazeta miała wielkie grono przeciwników.
Protestowały środowiska chrześcijańskie zgromadzone wokół Kościoła Katolickiego. Wprost zarzucano, że gazeta ma charakter pornograficzny. Oprócz historii kryminalnych w gazecie często opisywano skandale z wyższych sfer. Zdrady i przelotne romanse znanych osób przedwojennej Polski to był chodliwy temat. Ale również w zwykłych opisach zbrodni dominował seks i nie pojawiał się on tylko w opisach gwałtów. Przykładem może być barwny opis z wykonania kary śmierci na jednej ze skazanych kobiet. Tuż przed powieszeniem miała ona w ramach ostatniego życzenie poprosić o ostatni stosunek z mężczyzną. Opis spółkowania z katem zajmował dużą część artykułu.
Protestowali również policjanci, którzy podnosili, że szczegółowe opisy zbrodni stały się materiałem instruktażowym dla przyszłych przestępców. Opisy pracy śledczych i metody przez nich stosowane pomagały w zacieraniu śladów i uniknięciu więzienia.
Sprawa stała się bardzo głośna, kiedy podczas procesu wyszło na jaw, że oskarżeni o fałszowanie pieniędzy cały warsztat drukarski przygotowali na podstawie tekstu zamieszczonego w gazecie.
Na salach rozpraw oskarżeni coraz częściej przyznawali się, że lektura „Tajnego Detektywa” popchnęła ich do zbrodni.
Protesty i naciski opinii publicznej były coraz silniejsze. Endecka gazeta „Myśl Narodowa” pisała: „Z Tajnego Detektywa na całą Polską wylewa się cuchnąca ciecz kryminału, smrodu, domu publicznego, handlu żywym towarem, przemytnictwa, zboczeń seksualnych, narkomanii”.
W końcu właściciel gazety zadecydował o zamknięciu pisma. Przedwojenny brukowiec odniósł wielki sukces finansowy, ale zakończył swój żywot w niesławie. Dla współczesnych historyków to doskonały materiał do poznania życia społecznego II RP. W tekstach znalazły się szczegóły z życia codziennego, których próżno szukać w innych relacjach. Kiedyś służyły tylko niezdrowej podniecie czytelnika, dzisiaj są przedmiotem badań historyków.
Również dla kryminologów to bezcenne źródło informacji. Ta gałąź nauki rozwija się dzisiaj bardzo dynamicznie. Czy opisane ze szczegółami zbrodnie przestępców sprzed prawie dziewięćdziesięciu lat pozwolą lepiej poznać mroczne myśli współczesnych morderców?
Ciekawe jak przyszłe pokolenia za kolejne sto lat będą reagować na opisy skandali z życia gwiazd, których pełno w naszych kolorowych gazetkach?