Fort VII
Poznań to raj dla miłośników dawnych fortyfikacji. Kilka z nich pokazaliśmy już na naszej stronie. Tym razem wybieramy się do miejsca wyjątkowego. Fort VII wchodził w skład niemieckich fortyfikacji, które miasto zamieniło w Festung Posen i miało bronić głównie przed Rosjanami. Poznań od granicy rosyjskiej dzieliło zaledwie 60 kilometrów.
Jednak Fort VII w historii nie zapisał się jako element Twierdzy Poznań, lecz jako miejsce, gdzie powstał pierwszy na ziemiach polskich niemiecki obóz koncentracyjny. To tutaj hitlerowcy po raz pierwszy zabijali ludzi w komorach gazowych. Tutaj oprawcy przeprowadzali pierwsze masowe zabójstwa przy pomocy gazu. Z tego względu to miejsce wyjątkowe i tragiczne.
Nasz Maks jest za mały na taką wycieczkę i lekcję historii. Dla niego była to kolejna wyprawa do podziemi.
Zwiedzając Fort VII, warto również przypomnieć brawurową i jedyną ucieczkę więźnia z obozu. Zastanawiające jest, dlaczego ta historia nie doczekała się jeszcze ekranizacji? Ale do tego wątku jeszcze wrócimy.
Fort VII
Powstawał w latach 1876-1880, w pierwszym etapie powstawania Twierdzy Poznań. Otrzymał nazwę Colomb, odFriedricha von Coulomba. W Polsce międzywojennej otrzymał imię majora Floriana Dąbrowskiego.
Z racji położenia blisko lotniska Ławica w forcie przechowywano bomby lotnicze. Niemcy w czasie Powstania Wielkopolskiego zagrozili wysadzeniem całego arsenału. Aby do tego nie dopuścić, odcięto prąd i łączność. Do odpalenia ładunków nie doszło.
W okresie międzywojennym Fort służył jako magazyny dla wojsk lotniczych. Przechowywano tam amunicję dla 3 pułku lotniczego.
Po II wojnie Ludowe Wojsko Polskie również wykorzystywało budynki w celach magazynowych.
Fort VII zachował się w doskonałym stanie. Od 1979 roku w lewej części fortu znajduje się Muzeum Martyrologii Wielkopolan.
Podziemia
Zwiedzając muzeum mamy okazję poruszać się po podziemnych korytarzach. Przejścia między kolejnymi salami z ekspozycją robią wrażenie- szczególnie wąskie, ceglane korytarze pochylone w dół.
Ponieważ to była męska wyprawa, mogliśmy się skupić na podziwianiu podziemi. Maks uwielbia takie miejsca. Nawet panujący tu półmrok nie jest mu straszny. Musi zajrzeć w każdy kąt. Zobaczyć, co kryje się za zakrętem.
Obóz śmierci
Niemcy w październiku 1939 roku na obóz koncentracyjny nie wybrali tego miejsca przez przypadek. Fort położony z dala od miasta, skryty za teren zielonym doskonale się do tego celu nadawał. Wysoka fosa broniła dostępu.
To pierwszy obóz koncentracyjny, jaki Niemcy stworzyli na ziemiach polskich i pierwszy, w którym testowali komory gazowe. W Forcie VII do zabijania używano tlenku węgla.
Dzisiaj możemy obejrzeć komorę gazową, ścianę- pod którą rozstrzeliwano więźniów oraz schody, z których zrzucano ludzi.
Wystawa
W prowadzonym przez SS obozie panowały nieludzkie warunki bytowania, surowsze niż w Oświęcimiu i innych podobnych placówkach.
Zwiedzając muzeum w Forcie VII, możemy obejrzeć tymczasową wystawę poświęconą innym obozom.
To trudny temat, każdy musi sam ocenić, czy ma dość siły na zapoznanie się z takim drastycznym materiałem.
My zwiedzaliśmy z 2,5-letnim Maksem, więc poszliśmy dalej.
Uciekinier
Na koniec opowieść według nas najciekawsza. W zasadzie zabraliśmy was do Fortu VII, by opowiedzieć o Marianie Schlegelu. Niech was nie zmyli nazwisko. Nasz bohater był Polakiem. Należał do Związku Walki Zbrojnej. W czasie wojny pracował jako kelner w kawiarni „Zur Hutte” i tam wykonywał wyroki śmierci na gestapowcach i zdrajcach. W podawanych posiłkach podawał truciznę o opróżnionym działaniu. Cel musiał z kawiarni wyjść o własnych siłach, demonstracyjne zabicie Niemca przynosiła krwawy odwet ze strony hitlerowców. Nie wiemy, jakiej dokładnie trucizny używano. Pojawiały się nawet hipotezy, że były to zarazki jakieś śmiertelnej choroby.
Po roku od wstąpienia w szeregi zbrojnego podziemia Schlegel wpadł w ręce Gestapo. Osadzono go w obozie w Forcie VII. 28-latek nie załamał się. Zgłosił się do pracy przy garbowaniu skór i z wysokości zewnętrznych wałów obserwował strażników i zabezpieczenia. Udało mu się zgromadzić potrzebny sprzęt.
10 lipca 1942 roku w przerwie obiadowej, kiedy nie było strażników z psami, zeskoczył do fosy. Potem zarzucił linę z hakiem na przeciwległy mur. Nie udało mu się zdobyć zwyczajnej liny. Wykorzystał drut kolczasty i po nim wspinał się w górę. Podczas ucieczki dotkliwie się poranił.
Kiedy Niemcy odkryli ucieczkę, on był już daleko. Nie pomogła nagroda wyznaczona za wskazanie miejsca pobytu Schlegela. Niemcy oferowali zawrotną sumę wysokości 1000 Reichsmark, była to równowartość 8 niemieckich pensji.
Schlegel był odważny i sprytny, zamiast ukrywać się gdzieś w Polsce, wyruszył w głąb Niemiec. Dostał się do pociągu i dotarł do Berlina. Tam, zgłosił się na policję i podał się za Teodora Konarskiego. Twierdził, że został napadnięty i okradziony.
Nie wiadomo skąd wziął te dane? Nie wiemy też, czy Schlegel znał osobę, pod którą chciał się podszyć? Nie mogła to być zmyślona osoba, bo uciekinier bez problemów uzyskał dokumenty. Zapewne pomogła mu perfekcyjna znajomość języka niemeickiego. Potem wyjechał w rejon Osterburga. Pracował tam do końca wojny jako robotnik rolny.
Po wojnie wrócił do Polski, ale były członek ZWZ nie miał łatwego życia w Polsce socjalistycznej. Pracował w zawodzie, był nawet kierownikiem restauracji „Teatralna”.
Zmarł 4 października 1961 roku. Zabrał ze sobą do grobu wiele tajemnic, ponieważ współcześni mu historycy i dziennikarze nie za bardzo garnęli się, żeby opisać jego ucieczkę i działalność konspiracyjną.
Może kiedyś powstanie film opisujący tę niesamowitą historię.
W Forcie na ścianie w jednej z cel możemy obejrzeć wyryty napis wykonany przez sławnego uciekiniera. Zachował się również niemiecki list gończy.
Maks wolny jeszcze od opowieści o okrutnej przeszłości tego miejsca raźno maszeruje po umocnieniach Fortu VII.