Wągrowiec
Małe miasteczka to nasz żywioł. Wiele osób mówi nam, że mamy dar do odnajdywania ciekawych obiektów i historii w zupełnie zwyczajnych miejscach. Może to i prawda, ale dla nas liczy coś innego. Nie ma większej frajdy niż zachęcić do zwiedzania z pozoru nieatrakcyjnych i niekojarzących się z turystyką miast.
Na cel biorąc Wągrowiec czuliśmy, że podejmujemy się takiego zadania. Jednak byliśmy pewni, że wycieczka nam się uda. Lista atrakcji była długa i zapowiadała się ciekawie. Musieliśmy kiedyś polec. Tak, przyznajemy się, ta wycieczka nas rozczarowała. Niestety dużo w tym winy gospodarzy. Dwa największe zabytki w sobotę były zamknięte, a władze miasta o turystach to chyba wcale nie myślą.
Drewniane cudo
Kościół w Tarnowie Pałuckim położonym kilka kilometrów od centrum Wągrowca uchodzi za jeden z najstarszych drewnianych kościołów w Polsce. Niektóre przewodniki podają, że nawet najstarszy. Do takich informacji podchodzimy z rezerwą, wystarczy wycieczka w inny region Polski i w przewodniku znajdziemy kościół, który reklamowany będzie jako najstarszy. Z tymi „naj” już tak jest. Często to zwykły chwyt marketingowy.
Badania dendrologiczne drewna użytego do budowy wykazały, że ścięto je na przełomie jesieni i zimy 1373/1374 roku. Taka dokładność robi wrażenie.
Kościół w niewiele zmienionej formie przetrwał do naszych czasów. Wewnątrz znajduje się wspaniały zestaw polichromii, która zdobi nawę główną, prezbiterium, zakrystię i drzwi wejściowe. Jednak niedane było nam tego podziwiać. Pocałowaliśmy klamkę. Straciliśmy trochę czasu na poszukiwanie we wsi pana, który ma klucze i w końcu odpuściliśmy. Na pewno tu jeszcze wrócimy. To było pierwsze i chyba największe rozczarowanie. Zwiedzenie tego zabytku mieliśmy w planach od dawna.
Rynek
Wągrowiec zajmował kiedyś niechlubne pierwsze miejsce pod względem liczby samobójstw. Było to jeszcze przed remontem rynku. Zapuszczone centrum miasta potwierdzało, że można nabawić się tutaj depresji. Dzisiaj jest trochę lepiej. Nawierzchnia rynku jest odnowiona, kilka kamienic odmalowanych, pojawiła się też fontanna. Całość wygląda nawet nieźle. Robimy obchód, fotografujemy i idziemy w stronę drugiego ważnego zabytku w mieście.
Klasztor cysterski
Wągrowiec chyba jako jedyne miasto w Polsce w całości należał kiedyś do zakonu cystersów. Nawet w herbie miasta do dziś zachował się wizerunek zakonnika.
Cystersi początkowo klasztor postawili w pobliskim Łeknie. Dzisiaj na niewielkim pagórki znajdują się tylko ślady po przedromańskim kościele i budynkach zakonnych.
Dopiero w wieku XIV i XV przeniesiono zakon do Wągrowca. Przeprowadzka trwała prawie sto lat. Kościół klasztorny pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, który możemy podziwiać dzisiaj, pochodzi z II połowy XVIII wieku.
Tutaj czekała na nas kolejna niemiła niespodzianka. Kościół był zamknięty.
Pozostało nam podziwianie go z zewnątrz. Słońce świetnie zagrało na fotce zabytkowej bramy wjazdowej również z XVIII wieku. Zawsze to jakieś pocieszenie.
Skrzyżowanie rzek
To trzecia atrakcja, która przyciągnęła nas do Wągrowca. Tym razem nie mogło być mowy o niedostępności i zamkniętych drzwiach.
Jednak nie było wcale tak pięknie. Do skrzyżowania można dojść z samego centrum miasta. Przy jednym z mostów znajduje się drogowskaz pokazujący odległość 900 metrów.
Niestety droga jest błotnista. W wokół same nieużytki, do tego bez problemu zaglądamy na tyły podwórek i podziwiamy panujący tam bałagan.
Samo skrzyżowanie, choć jest w geografii rzadkim zjawiskiem, tu krzyżuje się Nielba z Wełną, w rzeczywistości wygląda dość skromnie. Można narzekać, że to twór sztuczny, powstały podczas prac melioracyjnych w roku 1830, ale jeśli będziecie w pobliżu to warto tu zajrzeć. W końcu to jedyne skrzyżowane rzek w Europie.
Władze miasta, by ściągnąć turystów, postawiły specjalną tablicę informacyjną. I tu mały zgrzyt. Skrzyżowanie nazwane jest bifurkacją, ale to błąd. W geografii to zjawisko określa rozdzielenie się rzeki na dwie różne odnogi, które potem płyną do dwóch różnych dorzeczy. W tym przypadku Nielba w dalszym biegu wpada do Wełny, a ta do Warty. O bifurkacji nie ma mowy, ale tablica stoi.
Cmentarze
Wracamy do miasta i udajemy się na dawny cmentarz ewangelicki. Stare kaplice grobowe stoją zapomniane i zniszczone. Ogrodzone są metalową siatką pośrodku cmentarza zaadaptowanego na nowe pochówki. Groby ewangelickie to głównie Niemcy. Szkoda, że władze miasta nie potrafią zadbać o dawnych mieszkańców. Przecież to historia tego miejsca.
Pochwalić natomiast musimy za akcję ratowania macew. Kiedyś kamiennych tablic z cmentarza żydowskiego użyto do wzmocnienia brzegów rzeki Wełny. Kilka lat temu młodzież licealna skrzyknęła się i zorganizowała akcję. Wyłowione z rzeki macewy postawiono przy alejce w parku obok jeziora.
Czarownice
W Wągrowcu urodził Jakub Wujek, który dokonał jako pierwszy tłumaczenia Biblii na język polski, ale to miasto ma także bardzo niechlubną historię. Tutaj o wiele częściej rozpalano stosy, na których ginęły czarownice. Nawet w połowie XVIII wieku doszło do makabrycznej zbrodni. Podczas jednej egzekucji spalono 34 kobiety posądzone o stosowanie czarów. Historycy nie potrafią ustalić, w którym dokładnie miejscu rozpalono stosy.
Legendy mówią, że spalenia dokonano na wzgórzu przed miastem. Podobno dzisiaj tam straszy. Czy to prawda? Nie odpowiemy, byliśmy tam w środku słonecznego dnia, a na szczycie znaleźliśmy tajemniczą piramidę, a tuż obok wysoką wieżę z wizerunkiem konia. Dzisiaj wszystko zakrywają drzewa.
To miejsce nazywane jest Borkiem Łakińskiego. Piramida to grobowiec rotmistrza Franciszka Łakińskiego, żołnierza polskich oddziałów wojsk napoleońskich.
Pod wieżą zgodnie z tradycją pochowany jest jego ukochany koń – to już raczej legenda.
Ciekawe miejsce, ale żadnej kobiety na miotle nie widzieliśmy.
Wągrowiec to ciekawe miasto, ale spotkało nas tutaj za dużo niemiłych rozczarowań. Szkoda, że władze miasta nie potrafią zadbać o turystów. Jeśli Grafy wyjeżdżają stąd niezadowolone to zwykły przeciętny turysta, będzie zmykał w podskokach.