Wakacje poza siecią
Dla czytelników lubiących tradycyjny tekst dołączamy również taki fragment:
– Musimy porozmawiać – oznajmiła mama wkraczając razem z tatą do pokoju syna. Mikołaj wiedział, że takie niezapowiedziane wizyty nie wróża niczego dobrego. Skulił się na fotelu i przygotował na najgorsze. Zaskoczyli go podczas gdy, miał do dokończenia kolejny poziom w grze. Jeśli potrwa to zbyt długo to cała praca pójdzie na marne. Jego palce sprawnie krążyły po klawiaturze, a wzrok próbował ogarnąć jednoczesne to, co dzieje się na ekranie i w jego małym pokoju.
– Możesz oderwać się od klawiatury! – powiedział tata i raczej nie było to pytanie.
– Jeszcze kilka punktów, kilka sekund i mam czempiona – gorączkowo rozmyślał.
– Miki! – krzyknęła mama
– Nie mów do mnie Miki – szybko odpowiedział- Tyle razy cię o to prosiłem. Ja mam was słuchać, ale wy mnie macie w nosie. Tak wygląda równość w tej rodzinie? – szybko przystąpił do kontrataku.
– Przegiąłeś! Miarka się przebrała. Rozumiemy, że był to trudny rok. Pandemia, zamknięcie w domu, szkoła online,,, – ojciec wyliczał, ale matka dodała inną wyliczankę. – Nieobecności w szkole, słabe oceny, nie prowadziłeś nawet zeszytów z większości przedmiotów, zhakowałeś Teamsa i zblokowałeś lekcję.
– Kara będzie dotkliwa – rodzice tworzyli zgrany team. Nie zapowiadało to nic dobrego.
– Jedziesz na miesiąc do babci – obwieścił ojciec. Dla chłopaka był to najwyższy wymiar kary. Dom na końcu świata. Do tego bez dostępu do Internetu. Już zaczynał planowanie pieszych wycieczek w poszukiwaniu WiFi, kiedy matka zadała cios ostateczny To było game over. – Komórka, laptop i tablet zostają w domu.
Mikołaj siedział z twarzą tuż przy szybie i obserwował jak droga z dużą szybkością umyka w tył. Pędzili po autostradzie. Po około stu kilometrach zjadą z niej i zanurzą się w inny świat. Droga asfaltowa zamieni się w szutrową. Wjadą do lasu i po kilku kilometrach dotrą do osady, składającej się z kilku domów rozrzuconej dość sporej odległości. To nie była nawet wieś.
To cud, że doprowadzili tu prąd, Niestety o dostępie do netu mógł w tych dzikich stronach zapomnieć.
– To mnie załatwili – ocenił w myślach. Milczał, przez całą podróż nie odezwał ani słowem do ojca. Był wściekły. Jak wytrzymać miesiąc w takiej dziurze, jak przeżyć bez komputera? Toż to kompletny odjazd. I co ja powiem znajomym z Internetu? Moje awatary w grze spadną w rankingu. Będę jakimś skończonym leszczem. Muszę znaleźć rozwiązanie albo będę skończony!
– Mój wnusio, jak wyrosłeś – wykrzyczała na powitanie babcia. Przed mocnym uściskiem nie było ratunku. Zatopił się w mocne ramiona starszej kobiety. Lubił babcię. Problemem był tylko nałożony komputerowy szlaban, którego raczej nie uda mu się ominąć.
– Przygotowałam dla ciebie pokój na poddaszu. Ten co zawsze – poinformowała babcia.
– Fajnie, więc pozwolicie, że zniknę – obrócił się i tyle go widzieli. Nawet nie pożegnał się z ojcem.
– Nieźle się obraził- skwitowała babcia.
Na piętro prowadziły wąskie drewniane schody. Pokój był wydzielony ze strychu. Nie posiadał ogrzewania i dlatego nadawał się do zamieszkania tylko latem. W powietrzu unosił się zapach kurzu i rozgrzanego drewna. W Poznaniu żadne mieszkania nie wydzielały takiego zapachu.
To historia. Tutaj czas się zatrzymał. W tym pokoju kiedyś pomieszkiwał jego ojciec. Na ścianach zachowały się plakaty z tamtego okresu. Lady Pank, Lombard, Odział Zamknięty – te nazwy niewiele mu mówiły. Ze zdjęć spoglądały twarze artystów z dziwnymi fryzurami. Miał ochotę je wszystkie pozdzierać. Przypominały mu ojca, a przecież on był na wojennej ścieżce ze swoim tatą.
– Ojciec już pojechał, możesz zejść na dół – za chwilę usłyszał głos z dołu.
– Nie mam ochoty. Wsiadłem w wehikuł czasu i podziwiam właśnie lata osiemdziesiąte – odpowiedział. Po kilku sekundach poczuł się źle. Babcia nie była niczemu winna i nie powinien się na niej odgryzać. Do tego może pomoże mu rozwiązać najważniejszy problem. Przecież ktoś w okolicy musi mieć Internet. Żeby chociaż na chwilę odżyć. Naładować baterie.
– Babciu poprowadzili w okolicy kable. Ktoś ma światłowód – spytał siedząc przy kuchennym stole. Tu na dole również nic się nie zmieniło. Kilka lat temu pojawiła się kuchenka na gaz, ale stary piec opalany węglem i drewnem pozostał. O zgrozo, ciągle był używany. Szczególnie zimą i jesienią. Okopcone garnki były tego najlepszym dowodem.
– Pytasz o Internet? – powiedziała babcia. Nie miał wątpliwości, że rodzice wprowadzili ją w szatański plan odcięcia go od rzeczywistości.
– Tak będę musiał załatwić kilka spraw – liczył, że babcia nie będzie zbyt surowa i zagra w jego drużynie. Zdradzi ojca, a przynajmniej trochę przymknie oko. Wyluzuje.
– Pogadaj z Matyldą. Swoją drogą dziewczyna pięknie wyrosła. Pytała niedawno o ciebie – odpowiedziała z dziwnym uśmiechem.
To był dobry trop. Przecież nastolatka nie mogła wychowywać się bez komputera i dostępu do sieci.
Mikołaj wiercił się niesamowicie. Herbata była gorąca i nie potrafił jej szybko wypić, a miał ochotę przechylić szklankę i duszkiem ją pochłonąć. Spieszno było mu do dziewczyny. Chciał rozwiązać problem z dostępem do Internetu.
– Zostaw herbatę i biegnij do sąsiadki – zakończyła jego rozterki. Mikołaj wystrzelił niczym pocisk z katapulty. Drogę znał doskonale. Odważnie wskoczył między drzewa. Na przełaj było najbliżej. Matylda była od niego o rok młodsza, ale podczas pobytu u babci spędzał z nią zawsze dużo czasu. Była doskonałym kompanem do zabawy. Choć trzeba przyznać trochę dziwnym.
– Cześć Mati – rzucił z daleka. Wolał ją ostrzec ma wypadek, gdyby któryś z jej podopiecznych biegał wolno. Opiekowała się dwoma olbrzymimi wilczurami. Na wsi nikt się nimi nie przejmował. Rozpoznawały sąsiadów i odpuszczały, ale jemu kiedyś napędziły strachu. I poszarpały spodnie.
– Miki – krzyknęła na powitanie. Była jedyną osobą, której pozwalał się tak nazywać, Może dlatego, że ich zdrobnienia pasowały do siebie – Miki i Mati. – – Brzmi jak imiona bohaterów kreskówki -komentowała zawsze z uśmiechem.
Matylda wyrosła. Z przerażeniem stwierdził, że przerosła go o pół głowy, a może było to tylko takie wrażenie. Wszystko przez olbrzymią burzę czarnych włosów, które rozbiegały się we wszystkie strony. Loki układały się w fale wodospadu, ale potrafiły pokonać grawitację i często wznosiły się pionowo w górę.
– Ciągle nie używasz grzebienia – skomentował wyjątkowo rozbieganą fryzurę.
– A ty nosisz go w kieszeni? – odpowiedziała pytaniem. – Przedziałek i grzywka, jak zawsze równo?
Podał jej rękę na powitanie. Spojrzał w olbrzymie czarne oczy. Jednak nie były ciemne. Zawsze rozświetlały je małe ogniki. Dodając do tego twarz pełną piegów i otrzymywaliśmy wyjątkowy obraz. Była ładna. Nawet bardzo ładna, ale w jakiś inny sposób niż jego koleżanki. Nie malowała się, nie pudrowała i nie używała tych wszystkich babskich ulepszaczy.
– Mała czarownica – mówiła o niej matka i chyba w tym coś było.
Dziewczynę zaskoczył na podwórku. Rąbała drewno i nie przejmowała się jego obecnością. Chwyciła za siekierą i kontynuowała pracę. Mikołaj chwilę stał zadziwiony. Dlaczego nie zrobi tego jej brat albo ojciec, ale za moment wrócił na odpowiedni tor. W przypadku tej dziewczyny nic nie było normalne.
– Pomóc? – spontanicznie zaproponował. Nigdy nie trzymał siekiery w rękach, ale był przekonany, że Matylda odrzuci propozycję.
– Proszę – przekazała siekierę. Strach zajrzał w oczy. Za chwilę się skompromituje. Okaże miastowym mięczakiem, ale twardo zabrał się do roboty. Ostrze poszybowało w górę i z głośnym bum odbiło się od pieńka.
– Najpierw uderz lekko, celuj między słoje, potem siekiera z drewnem w górę i mocne uderzenie, ale z wyczuciem. Tu nie potrzeba siły – wydawała instrukcje i o dziwo wcale nie śmiała się z niego. Oczywiście radosne ogniki płonęły w czarnych oczach, ale tak było zawsze.
Posłuchał jej rad i powtórzył. Udało się. Drewno rozpadło się na dwie części, które za moment również rozpłatał.
– Jest moc – skomentował uradowany.
– Jak poszła zdalna nauka? – spytała.
– Świetnie. Rok spędzony w domu. Fajnie było – odpowiedział i zaraz odbił piłeczkę. – U ciebie też dobrze. Musieliście założyć Internet?
– Nie! Codziennie jechałam do szkoły i korzystałam ze sprzętu w sali komputerowej lub bibliotece. Mnie nie zamknęli w domu – i znowu ten uśmiech. Czy oznaczał – wygrałam?
Praca szła szybko, drzazgi się sypały, a jemu się dobrze rozmawiało. Nie zauważył, kiedy było po robocie. Dziewczyna chwyciła go za dłonie. Rozprostowała palce i wtedy zauważył dwa wodniste pęcherze.
– Oj! Wy miastowi, jesteście tacy delikatni – skomentowała.- Mam dla ciebie nagrodę. Małe pocieszenie. Pociągnęła go w stronę stodoły. Przy tym rozglądała się na wszystkie strony.
– Szybko… nikt nie może nas zauważyć – czmychnęła w krzaki i pochylona kierowała się w stronę drewnianych drzwi. Mikołaj był zdziwiony i przestraszony, co wymyśliła tym razem szalona dziewczyna. Posłusznie zakradał się za nią. Uchyliła olbrzymie wrota i przepadła w ciemności. Chwilę potrzebował aż oczy przyzwyczają się do półmroku.
Rozległo się głośne – a psik! Niestety to zbuntował się jego nos zaatakowany przez intensywny zapach siana.
– Cicho – dziewczyna go strofowała. – Po drabinie na górę.
Posłusznie podążył za nią. Wiercenie w nosie zapowiadało kolejny atak niekontrolowanego kichania, ale jego ciekawość została rozbudzona.
– Patrz! To mojego brata, Robi tu wino w ukryciu przed ojcem – dziewczyna sprawnie rozgarnęła siano i wtedy ukazał się olbrzymi szklany baniak. Na górze zamontowano zestaw z rurek. Przypominało to naczynia połączone znane z lekcji chemii. Pęcherzyki powietrza wędrowały w górę. Coś tu buzowało. Matylda odszukała gumowy wężyk i najwyraźniej zamierzała wprowadzić go do wnętrza. Wtedy rozległo się głośne – Matylda na dół i to już!
– O boże to Franek, ale wpadka – wyszeptała, a głośno zawołała. – Spokojnie, chciałam tylko Mikiemu pokazać, jak się robi wino.
W jednej chwili wszystko stało się jasne. Ta szalona dziewucha chciała poczęstować go alkoholem.
– Może to i dobrze, że wpadliśmy – rozmyślał. kiedy posłusznie schodzili w dół.
– Ostrzegam cię! Jeszcze jedna wpadka i powiem ojcu, po co chodzisz do lasu albo, że wchodzisz do bunkrów – zagroził.
– Odczep się. Nawet nie próbuj. Masz więcej do stracenia – Matylda szybko się odgryzła. Kłótnie między rodzeństwem nie były niczym fajnym. Mikołaj już kilka widział i dziękował wówczas, że jest jedynakiem. Rodzice to wystarczający problem w domu. Kolejny wróg nie jest potrzebny.
– To moja wina. Chciałem spróbować domowego wina i namówiłem dziewczynę – wtrącił się chłopak, przerywając kłótnię, która zmierzała w niebezpieczną stronę.
– Ty się nie wtrącaj, to rodzinne rozliczenia – wypalił Franek i chciał jeszcze coś powiedzieć, ale tylko pogroził palcem siostrze.
– Dzięki, wytrąciłeś mu wszystkie argumenty – powiedziała Matylda, kiedy wyszli ze stodoły.