Site icon GRAFY W PODRÓŻY

Batalista

 

Powieść „Batalista” hiszpańskiego pisarza Arturo Perez- Reverte jest mroczna i pełna wspomnień okrutnych scen wojennych z całego świata. Akcja toczy się leniwie. Zaczyna się wizytą nieznajomego mężczyzny, który staje w drzwiach domu byłego fotoreportera i spokojnie informuje, że przybył go zabić. Przez książkę w zasadzie przewijają się tylko trzy osoby: Faulques, przed laty słynny fotograf wojenny, jego dziewczyna i Ivo Markowic były żołnierz chorwacki. Szybko okazuje się, że wszyscy w przeszłości spotkali  się podczas konfliktu w Jugosławii. To wtedy powstała fotka, która bardzo często była publikowana w prasie. Nikt z nich nie wiedział, że był to początek historii, która zakończy się śmiercią bliskich im osób.

Autor powieści sam był korespondentem wojennym. To z pewnością daje mu prawo do surowej oceny tego, co widział. To ważny głos w dyskusji o sensie fotografii wojennej.

Nie mam wątpliwości, że książka stanowi rozliczenie autora z przeszłością i jest próbą odpowiedzi na pytanie, czy jest sens fotografować wojnę?

Zwolennicy fotografii  wojennej w takiej dyskusji zawsze przypominają historię konfliktu w Wietnamie. Obecność fotografów i ich drastyczne zdjęcia spowodowały, że cały świat zobaczył jak straszna jest wojna.

 

 

Wystarczy wspomnieć najważniejszą fotografię. Naga dziewczynka ucieka ze strefy bombardowania. Jej całe ciało poparzone jest napalmem. Przeżyła tylko dzięki pomocy fotografa, który zawiózł ją do szpitala i wykorzystując legitymację prasową zmusił personel do udzielenia pomocy. Takich fotografii było więcej. Pod ich wpływem wszyscy zaczęli domagać się zakończenia konfliktu.

Czy podobna sytuacja może się powtórzyć? Niestety nie. Świat stał się nieczuły na takie sceny. Można ich w gazecie publikować milion, a nikt wojny nie zakończy.

Wszystkie współczesne konflikty są fotografowane przez setki dziennikarzy. Gdzie więc sens? Po co dziennikarz ryzykuje życie i jedzie na wojnę?

Znam odpowiedź. Arturo Perez- Reverte również ją zna. Nie spodoba się ona wielu dziennikarzom.

Na wojnę i w strefy konfliktu zbrojnego na ogół wyjeżdżają młodzi ludzie startujący dopiero w zawodzie. Szukają sławy, pieniędzy i adrenaliny. To ostanie jest chyba dla nich najważniejsze.

Jak to się kończy? Można podsumować jednym słowem – stres pourazowy. Tak, ten sam, który dopada żołnierzy wracających z wojny. Trudno poradzić sobie ze scenami, których było się świadkiem, a najgorsza w tym wszystkim jest świadomość, że nie mamy żadnego wpływu na to, co się stało.

Współczesne wojny, zwłaszcza prowadzone przez Amerykanów to także miejsce ściśle kontrolowane przez wojskowych. To oni decydują, co dziennikarz zobaczy, gdzie się znajdzie i co będzie mógł sfotografować. Wszelkie przejawy nieposłuszeństwa i pracy  na własną rękę kończą się źle. Dziennikarzy chodzących własnymi  drogami ginie najwięcej.

Każda wojna jest okrutna. To wiemy od dawna. Zobaczyliśmy to już na fotografiach z Wietnamu. Chyba trzeba mieć trochę skrzywioną psychikę, by do tego typu fotografii wracać.

Faulques, powieściowy reporter zdradza fotografię na rzecz malarstwa. Kupuje starą latarnię morską i na jej ścianie zaczyna malować wielki obraz batalistyczny. To ma być jego rozliczenie z przeszłością.

 

 

Jest to kolejny element powieści, który przyniósł mi wielką frajdę. Nigdy takim malarstwem się nie interesowałem. W powieści toczą się dyskusje wokół wielu sławnych malarzy i wojennych scen uwiecznionych na płótnie. Z przyjemnością przeszukiwałem Internet w poszukiwaniu ich  dziel. Tak poznałem Paolo Uccello i jego fascynującą walkę ze smokiem.

 

 

W dziedzinie fotografii największym zwycięzcą okazała się firma Nikon i jej dalmierzowy aparat Nikon S. W latach 50-tych XX wieku podczas wojny w Korei przebywało wielu  dziennikarzy z Europy i USA. Wtedy na rynku  aparatów profesjonalnych królował sprzęt niemiecki. Warunki w Korei były ekstremalne. Wysoka temperatura i wilgotność oraz ciągle podróże po wertepach  powodowały, że sprzęt często się psuł. W dalekiej Azji dostępne były tylko aparaty japońskie. Fotoreporterzy musieli po nie sięgnąć z konieczności. Wtedy okazało się, że Nikon S to sprzęt doskonałej jakości, a przy tym wyjątkowo odporny na trudne warunki. Od tego momentu zaczyna się wielki sukces firmy japońskiej. Nikon szybko podbił rynek na całym świecie.

Olvido, dziewczyna głównego bohatera interesowała się sztuką. Podpatrując przyjaciela w pracy szybko złapała fotograficznego bakcyla. Zaczęli razem jeździć po świecie i fotografować. Dziewczyna mimo, że znajdowała się w samym centrum terenu ogarniętego  wojną nigdy nie fotografowała ludzi. Skupiła się na przedmiotach, budynkach, małych fragmentach świata wokół niej.

„Batalistę” kupiłem nad Bałtykiem na moim ulubionym straganie „Tania książka”. Od razu rzuciłem się do lektury. Na plaży, na tarasie domku. Z oddali dochodził szum morza. Zupełnie jakby latarnia z powieści znajdowała się gdzieś blisko. W przerwie chwyciłem za aparat i spróbowałem naśladować twórczość Olvidi. Na zdjęciu nie mógł  znaleźć się żaden człowiek. Dla wieloletniego fotoreportera prasowego to dziwne zadanie. Zobaczcie co z tego wyszło.

 

 

W „Bataliście” poruszany jest trudny temat. Śmierć i cierpienie pojawiają się często. Nie jest to lekka lektura, ale każdy kogo interesuje dziennikarstwo powinien ją przeczytać.

Arturo Perez-Revwerte pomógł mi zrozumieć jeszcze jedną rzecz. Powieściowy fotoreporter mówi, że fotografia to tylko etap w życiu, że każdy poważny artysta będzie chciał pójść dalej, a fotografia nauczy go jednej rzeczy- błyskawicznie i z szybkością pracy migawki aparatu fotograficznego oceniać świat. Po ponad piętnastoletniej pracy jako fotoreporter całkowicie się z nim zgadzam. Idę dalej

Exit mobile version