Cierpliwy snajper
Za moich szkolnych lat na murach pojawiały się co najwyżej dziecięce wyznania miłości i to najczęściej ukryte pod tajemniczymi znakami. Inicjały połączone plusem po znaku równości dawały wynik „WM”. Każdy wiedział, że oznacza to wielką miłość. Sporadycznie pojawiały się wulgarne napisy. Królowało krótkie słowo pisane wówczas zawsze z błędem ortograficznym. Polacy dopiero się z nim oswajali. Dekadę później zaczęło się również pojawiać w literaturze i wtedy młodzi dowiedzieli się, że pisze się je przez „ch”.
Stan wojenny i okres po nim to czas walki politycznej na murach. Graffiti w polskich miastach pojawiło się w momencie, gdy byłem chyba za stary na takie atrakcje. Niech się młodzi wypowiadają, moje pokolenie wykrzyczało swój sprzeciw w rytm muzyki punkowej. W ten sposób cały bum związany z graffiti ominął mnie. Owszem obserwowałem to zjawisko z umiarkowaną ciekawością, ale nie dałem się mu porwać.
Książki hiszpańskiego pisarza Arturo Perez- Reverte lubię bardzo. Przeczytałem wszystkie i ostatnią był chyba „Cierpliwy snajper”. To nie przypadek. Akcja tej powieści kręci się wokół graffiti. Nie za bardzo mnie ten temat pociągał i powiem szczerze, że sięgnąłem po książkę chyba tylko dlatego, że lubię tego autora.
Młoda, ale doświadczona już specjalistka od sztuki współczesnej podejmuje się przygotować obszerne opracowanie dzieł Snajpera, najpopularniejszego tajemniczego twórcy graffiti. Nikt nie zna jego tożsamości, nie wie gdzie się ukrywa i nie ma pojęcia jak wygląda. Coś wam to mówi? Oczywiście nie mam wątpliwości, że autor wzorował się na autentycznej postaci. Banksy od lat śledzony jest przez dziennikarzy, który próbują go zdemaskować. Atmosferę podgrzewają jego kontrowersyjne i brawurowe akcje. Banksy nie do wszystkich prac się przyznaje zostawiając nam domysły.
Tak jest w przypadku wielkiego graffiti w Berlinie. Nawet przewodniki reklamują go jako jego pracę, ale pewności nie mamy. Banksy lubi ujawniać się przy spektakularnych pracach, jak pozostawienie napisu w ZOO w klatce ze słoniami – „Nuda, nuda, nuda”, czy też namalowanie drabiny na murze dzielącym Izrael i Palestynę.
Powieściowy Snajper działa podobnie. Nawet posuwa się o krok dalej. Za nic ma życie młodych ludzi zafascynowanych nielegalną sztuką ulicy. Kilka akcji kończy się tragicznie. Dlatego Snajper zmuszony jest ukrywać się. Pomijając doskonale oddany klimat związany ze sztuką graffiti, to dostajemy w zasadzie powieść sensacyjną. Szybko przekonujemy się, że nie chodzi tylko o sztukę. Na naszych oczach zaczyna się walka o życie.
Za bohaterami wędrujemy do miast ważnych dla street artu. Podróżujemy do Madrytu, Lizbony, Werony i Neapolu. Arturo Perez-Rewertre robi to tak doskonale, że mam ochotę wsiąść do auta i od razu tam pojechać. Zawsze lubiłem fotografować graffiti, ale po przeczytaniu tej książki zupełnie inaczej spoglądam na rysunku na miejskich murach. Granica między sztuką, a wandalizmem też u mnie trochę się zmieniła. W graffiti niewątpliwie podoba mi się jej niekomercyjny charakter. Autor trafnie zauważa – „Graffiti nie poddaje się perwersji rynku”, „I choć później artysta może się sprzedać, dzieło zrobione na ulicy tam zostaje i nigdy się nie sprzedaje. Można je zniszczyć, ale nie sprzedać”.
Poniżej graffiti z czterech europejskich miast. Nie ukrywam, że na mnie największe wrażenie zrobiły rysunki w Mostarze. Są trochę bardziej egzotyczne, chyba nawet bardziej radosne, ale gdy dobrze się przyjrzymy zauważymy ślady po kulach na ścianie.
Berlin
Mostar
Poznań