Podróż szlakiem zabytków sakralnych województwa lubuskiego
To nie jest przewodnik, raczej opowieść o naszej podróży po Ziemi Lubuskiej. Bardziej reportaż o trudnej historii, ludziach i całych społecznościach, których już nie ma. Zostały zabytki i wspomnienia. Przy okazji zobaczycie, ile ciekawych zabytków i atrakcji kryje Lubuskie. Dla nas podróżowanie nierozerwalnie wiąże się z poznawaniem historii i kultury. Ta opowieść jest bardzo subiektywna. Nawet nie próbujemy stworzyć kompletnego spisu zabytków albo listy top 10, które koniecznie trzeba odwiedzić. W niektóre miejsca trafiliśmy całkowicie przypadkowo, ale jest tu też kilka zabytków, o których zobaczeniu myśleliśmy od dawna.
Nie spodziewaliśmy się również, że zwiedzając drewniany kościół z XIV wieku, odbędziemy fascynującą podróż żaglowcem do Australii, a oglądając budynek dawnej synagogi, zanurzamy się w historię o przedwojennej szkole złodziei. Zapraszamy na fascynującą podróż.
Świebodzin niczym Rio de Janeiro
Kiedy myślimy o zabytkach sakralnych w województwie lubuskim, od razu widzimy olbrzymi pomnik Chrystusa w Świebodzinie. Formalnie nie jest to zabytek, ale pomnik górujący nad okolicą zdominował inne obiekty w tym regionie. W naszej opowieści musiał się znaleźć. Nie oceniamy. Wiemy, że pomnik zbiera różne opinie, od zachwytu po oskarżenia o kicz. Świebodziński pomnik oglądaliśmy wiele razy. O różnych porach roku, przy różnej pogodzie i za każdym razem z innym światłem, co przekładało się na zupełnie inne fotki. Mamy całkiem sporą galerię zdjęć z poprzednich wizyt, ale ograniczymy się do jednego ujęcia. Nie ukrywamy, że ten pomnik zainspirował nas do podróży szlakiem obiektów kultu religijnego.
Szlak drewnianych kościołów
To jest absolutny hit. Drewniany kościół w Klępsku, jeden z zabytków na Szlaku Regionu Kozła. Nie jest najstarszy, ale na pewno najpiękniejszy. Po wejściu do wnętrza trudno się skupić. Które rzeźby i malowidła podziwiać? Jeszcze trzeba fotografować, żeby podzielić się fotkami z naszymi czytelnikami. Lepiej zwolnić, ochłonąć niż zepsuć sesję fotograficzną.
Kościół pw. Nawiedzenia NMP zbudowano w XIV wieku. Świątynia posiada gotycko-renesansowy wystrój. O historii i o zabytkowym wnętrzu można długo rozmawiać, ale nas zainteresowała emigracja mieszkańców Klępska w roku 1838. Był to wynik pewnych nieporozumień i braku zgody na zmiany w liturgii wprowadzone przez tzw. Unię Pruską. Próby zjednoczenia przez Fryderyka Wilhelma III tylko zaogniły sprawę. Szczególnie groźba grzywny, a nawet więzienia za niedostosowanie się do nowego porządku. Pierwsza grupa emigrantów wyruszyła Odrą na barce 8 czerwca 1838 roku. Dalej Sprewą do Berlina i Łabą do Hamburga. Tam przesiedli się na żaglowce i wyruszyli w czteromiesięczny rejs do Australii. Nie było jeszcze Kanału Sueskiego, więc musieli opłynąć całą Afrykę. Na miejscu założyli osadę, którą nazwali Klemzig, tak jak wioskę w Niemczech, skąd wyruszyli. Dzisiaj to dzielnica Adelaidy. Prawda, że to niezła podróżnicza historia? Wspomnimy jeszcze, że w ostatnich latach Klępsk odwiedzili potomkowie emigrantów z Australii.
I jeszcze jedna ciekawostka. W tym kościele spotkamy Marcina Lutra. Wyjaśnienie tej zagadki jest proste. Kiedyś była to przecież świątynia protestancka. Fajnie, że w czasach kiedy było to możliwe i zabytki nie były pod tak ścisłą kontrolą, nikt nie wpadł na pomysł usunięcia kłopotliwego wizerunku.
Kościół Świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza w Kosieczynie
Kolejnym drewnianym cudem jest Kościół Świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza w Kosieczynie. To konstrukcja zrębowa. Jeden z najstarszych kościołów drewnianych w Polsce. Po ostatnich przetasowaniu na podium znalazł się na trzecim miejscu. Zbudowano go w roku 1408. Badania dendrochronologiczne wykazały, że drzewa na budulec są nieco starsze, ale to normalne. Drewno przed budową musiało wyschnąć. W Internecie znajdziecie artykuły z gazet lokalnych, które szumnie nazywają ten obiekt najstarszym drewnianym kościołem w Europie. Każdy próbuje reklamować swoje zabytki. Jedno jest pewne – warto przyjechać i cudo obejrzeć. Wnętrze jest dość surowe. Ściany były kiedyś otynkowane, przez pewien moment pokryte boazerią. Na szczęście podczas ostatniego remontu przywrócono dawny wystrój wnętrza.
Kościół w Chlastawie
Na koniec wyjaśnimy skąd tajemnica nazwa – Region Kozła. Otóż nazwa pochodzi od ludowego instrumentu, który przypomina dudy. Tradycyjna kapela w tym regionie ma w składzie kozła, skrzypce i klarnet.
Bogata symbolika na kirkucie w Skwierzynie
Według spisu ludności z 1793 Skwierzynę zamieszkiwało 720 Żydów, czyniło ją to miastem z najliczniejszą gminą żydowską w całej zachodniej Wielkopolsce. I tu małe wyjaśnienie. W skład województwa lubuskiego wchodzą tereny, którym historycznie, kulturowo i geograficznie często bliżej do Wielkopolski, Pomorza i Dolnego Śląska. Skwierzyna to takie miasto graniczne, które różnie jest klasyfikowane. Kirkut założony został pod koniec XVIII wieku na tzw. Górze Żydowskiej.
Bliskość Berlina, będącego głównym ośrodkiem żydowskich idei oświeceniowych powodowała, że tutejsza gmina była zdecydowanie proreformatorska.
Cmentarz do naszych czasów dotrwał w dobrym stanie. Oczywiście mówimy to wiedząc, jak boleśnie historia potrafiła się obejść z zabytkami żydowskimi w Polsce.
Kirkut w Skwierzynie pośród innych cmentarzy wyróżnia jeszcze duża ilość macew z symbolami. Dla zainteresowanych podajemy skrócony opis.
Oko opatrzności – najczęstszy symbol na macewach w Skwierzynie. Motyw rzadki i zaczerpnięty z religii protestanckiej, w której tutejsza gmina czerpała inspirację.
Dłonie w geście błogosławieństwa – groby kapłanów, potomków arcykapłana Aarona.
Dzban- pojawia się na grobach lewitów.
Księga- oznacza, że zmarły był uczonym w piśmie.
Gałązka palmowa – symbol odkupienia.
Świecznik – symbol spotykany na grobach kobiet, ponieważ to one zapalały świece podczas Szabatu.
Odwiedzając cmentarze żydowskie, pamiętajmy o kilku zasadach. Szacunek wobec zmarłych wymaga, żeby mężczyzna miał nakrycie głowy. Nie wchodzimy na teren cmentarza w sobotę, czyli szabat. Zamiast kwiatów i zniczy zostawmy kamyk. To zwyczaj z dawnych czasów, kiedy pochówki na pustyni były dużym problemem. Kamienie chroniły zwłoki przed dzikimi zwierzętami.
Na koniec najdziwniejsza informacja. Kiedyś na cmentarzach żydowskich odbywały się śluby. Wierzono, że to pozwoli pokonać zarazę. Przydatna informacja w naszych covidowych czasach?
Szkoła złodziei
W Pszczewie odszukaliśmy budynek, w którym kiedyś mieściła się synagoga. Przeszedł remont i trudno doszukać się symboli dawnego przeznaczenia. Takie budynki nie trafiają do przewodników. Turyści tu nie zaglądają, ale opowiemy historię i na pewno inaczej spojrzycie na ten zwyczajny dom.
Otóż przed wiekami był to zacny ośrodek kształcenia złodziei.
Jeden z lokalnych fanów historii miasta uważa, że w XIX wieku istniała tu szkoła złodziei, gdzie uczono tego trudnego i niebezpiecznego rzemiosła. Budynek miał podobno nawet ukryty tunel ewakuacyjny. To pewnie zbyt daleko posunięte spekulacje. Ale jedno jest pewne, w Pszczewie mieszkało mnóstwo złodziei, którzy siali postrach nawet w Poznaniu i w Berlinie. Pisały o tym polskie i niemieckie gazety, donosząc o brawurowych napadach na banki.
Najsłynniejszym przestępcą był Natan Stahl o przydomku Długi Jokuf. Podobno po ucieczce z Polski kontynuował on karierę w Nowym Jorku.
W Pszczewie produkowano również wytrychy. Historycy o szkole mówią niechętnie, raczej skłaniają się do wersji, że chodziło o zorganizowaną grupę przestępczą, która prowadziła nieformalne szkolenia i wspierała się w potrzebie.
Złodziejskim rzemiosłem parali się głównie Żydzi. Znamy kilka nazwisk – Selig Lewi, Mausche Lesb, Mozes Berhardt,Daniel Simon,Abraham Danciger. W kronikach kryminalnych tamtego okresu odnajdziemy ich rysopisy – ,,…zęby zdrowe, twarz podługowata, cery zdrowej, bardzo poddaje się pijaństwu” i drugi wielce oryginalny opis – ,,około 24 lat, włosy płowe, kędzierzawe, twarz uśmiechliwa”. Pisownia historyczna i jesteśmy pod wrażeniem słowa – uśmiechliwa. Mamy nadzieję, że czytając tę historię, macie właśnie taką twarz.
Dzisiaj po ludności żydowskiej pozostało niewiele. W budynku dawnej synagogi jest sklep wędkarski, a na cmentarzu przetrwała tylko jedna macewa.
Dla poszukiwaczy skarbów mamy podpowiedź. Podobno w Pszczewie ukryto złoto z napadu na bank w Berlinie w roku 1930. Grafy montują ekipą. Ktoś chętny na poszukiwanie? Gwarantujemy uczciwy podział łupów.
Cudowny obraz
Z Pszczewa przenosimy się do pobliskiego Rokitna i oglądamy Sanktuarium Maryjne z cudownym obrazem. Obraz NMP Rokitniańkiej został namalowany w XVI wieku przez mistrzów szkoły niderlandzkiej. Na drewnie lipowym widnieje popiersie Matki Boskiej z charakterystycznym odsłoniętym uchem. Stąd wzięła się nazwa Matka Boska Cierpliwie Słuchająca.
Sanktuarium jest miejscem licznych pielgrzymek. Można trafić na niezły tłum. Na szczęście nam udało się zerknąć na obraz w bardzo kameralnej atmosferze. Tutaj też byliśmy kolejny raz, ale miejsce jest wyjątkowe i w tym naszym zabieganiu świecie czasem warto złapać chwilę spokoju. Zatrzymać się i podumać.
Wioski widmo i zagubione w lesie cmentarze
Jadąc przez lasy Drawieńskiego Parku Narodowego, natrafiliśmy na kilka wiosek, po których zostały tylko fundamenty domów i zagubione w lesie cmentarze. W sumie to nawigacja samochodowa spłatała nam figla i pokierowała starą brukowaną drogą. Tak natrafiliśmy na ślady dawnych osad. Piękny jesienny las i zbliżające się święto Wszystkich Świętych stworzyło niesamowitą atmosferę. Mamy nadzieję, że fotki dobrze ją oddają.
Wieś Springe w XIX wieku tętniła życiem. Był młyn wodny, cegielnia, karczma i kolej napędza końmi. Potem nastąpił powolny upadek. W 1932 wioskę opuścił ostatni mieszkaniec.
Cmentarz, który pokazujemy, założono w XIX wieku. Najstarszy zachowany nagrobek pochodzi z roku 1801. Większość grobów jest anonimowa. Tablice odpadły, napisy stały się nieczytelne. Na grobach zastaliśmy kilka zniczy – fajnie, że jeszcze ktoś dba o ten cmentarz.
Spacerując po starym cmentarzu ewangelickim, zastawialiśmy się, jak wyglądałoby te tereny, gdyby ludność niemiecka nie wyjechała? Tego już się nie dowiemy. Pozostały tylko nieliczne zabytki, o które warto dbać i pamiętać.
Cerkiew w ewangelickim kościele
Po II wojnie na tych terenach doszło do dużych zmian. Niemcy, przeważnie wyzwania protestanckiego wyjechali. Na ich miejsce przesiedlono Polaków ze Wschodu. Puste kościoły ewangelickie zamieniono na świątynie katolickie. Ale część napływowej ludności było wyznania prawosławnego. W Ługach koło Dobiegniewa natrafiliśmy na zbór ewangelicki, w którym dzisiaj jest cerkiew. Budynek w stylu neogotyckim pochodzi z roku 1901. Na cerkiew została zamieniona 1952 roku. Takich historii Ziemia Lubuska kryje dużo.
Lapidarium w Kożuchowie
W zwiedzaniu i podróżach trzeba mieć szczęście. Przekonaliśmy się o tym wiele razy, kiedy zamierzając zobaczyć jakiś zabytek, odbijaliśmy się od zamkniętych drzwi. W przypadku lapidarium w Kożuchowie wszystko zapowiadało, że również tak będzie. Na etapie zbierania informacji, widzieliśmy wpisy ludzi, którzy w Internecie pisali, że obiekt zamknięty. Jednak musieliśmy spróbować. Na ciężkich drewnianych drzwiach cmentarza znaleźliśmy wiekową tabliczkę z informacją, że klucze znajdują cię w … Dalej napis był zatarty i nieczytelny.
– I to tyle w temacie zwiedzania – powiedziała rozczarowana Kinga. Jednak coś ją tchnęło i pchnęła wrota. Nie wierzyliśmy! Ustąpiły i zobaczyliśmy piękne płyty nagrobne wmurowane w ścianę tuż za wejściem. Szczęście nam dopisało. Okazało się, że na cmentarzu pracuje ekipa remontowa. Zanurzyliśmy się w świat umarłych i wspaniałych zabytków.
Lapidarium w Kożuchowie powstało w latach 70. XX wieku na terenie dawnego cmentarza protestanckiego. Gmina ewangelicka dostała pozwolenie na założenie cmentarza w roku 1634. Najstarszym obiektem kożuchowskiego lapidarium jest XVII-wieczna, zbudowana tuż przy bramie głównej kaplica. Pełniła ona również funkcję zboru, co podyktowane było przyczynami natury politycznej, jak i możliwościami finansowymi wiernych.
W lapidarium znalazły się również XVI- wieczne epitafia z cmentarza dworskiego w Długiem koło Kożuchowa. To te przepiękne dzieła z postaciami w skali jeden do jednego.
Niewiele informacji o tym zabytku znaleźliśmy w Internecie. Na stronie wojewódzkiego konserwatora zabytków przeczytaliśmy, że to jeden z najlepiej zachowanych zespołów rzeźby nagrobnej w Polsce. I to w zasadzie koniec. Ten zabytek nie posiada nawet wpisu w Wikipedii. Jesteśmy zaskoczeni. Często podążamy dziwnymi szlakami, ale odwiedzane przez nas obiekty w Wikipedii się znajdują. Dlaczego w przypadku tak unikatowego zabytku jest inaczej?
Wieża kościoła łaski
W Kożuchowie natrafiliśmy na bardzo smutny widok. To wieża kościoła ewangelickiego z roku 1709. W ramach ugody altransztadzkiej między luterańskim królem Szwecji KarolemXII a katolickim cesarzem Józefem Habsburgiem wybudowano 6 nowych kościołów łaski. Warunek był jeden, musiały znajdować się poza murami miejskimi. Po II wojnie i przesiedleniach ludności ewangelickiej kościół został przekazany parafii prawosławnej. Okazało się, że budynek był za duży. Wykorzystywano tylko zakrystię, W części głównej urządzono magazyn zbożowy. Potem przez kilka lat kościół stał niewykorzystany. W 1972 budynek wysadzono i rozebrano. Pozostała tylko wieża. Dobudowano ją trochę później, ale kościoła z początku XVIII wieku szkoda. Co dalej z zabytkową wieżą? Udało się nam zajrzeć do wnętrza wieży,
Malownicze ruiny w Wyszanowie
Skomplikowaną przeszłość terenu, po którym wędrujemy, najlepiej obrazuje historia kościoła w Wyszanowie. Pierwsza wzmianka o tej świątyni pochodzi z roku 1376. Od wojny trzydziestoletniej kościół stał się przedmiotem sporu między katolikami a protestantami. Przejęli go protestanci, potem znowu katolicy. Trudno połapać się w tych zmianach. Dokładamy pożar i mamy malowniczą ruinę położoną w środku miejscowości na sporym wzgórzu. Wokół odnajdujemy stare nagrobki i kamienie z rzeźbieniami pochodzące z wystroju kościoła. Musiał być piękny. Cegła i ciosane kamienie. Dzisiaj największy pożytek z ruiny mają bociany, które na szczycie wieży zbudowały gniazdo.
Przed wojną w roku 1929 w Wyszanowie (Schwusen) mieszkało 49 katolików i 351 protestantów.
Zespół poklasztorny augustianów w Żaganiu
Ten obiekt od dawna znajdował się na naszej liście. Marzyliśmy o klimacie znanym z powieści „Imię róży”. Wąskie korytarze klasztorne, zakamarki, tajne przejścia i półki w bibliotece pełne starych ksiąg. Kurz i zapach starości w powietrzu. Królestwo nauki i magii w jednym miejscu. Tak, to idealne miejsce dla nałogowych czytelników. Szykowaliśmy się na wspaniałą podróż.
Wyszło trochę inaczej. Po pierwsze całe skrzydło dawnego klasztoru znajduje się w rękach prywatnych i nie jest udostępnione do zwiedzania- przetarg wygrała znana projektantka Ewa Minge. Na razie obiekt stoi pusty i czeka na remont. Doczekamy się? Trudno powiedzieć.
W korytarzach dawnego klasztoru trwają prace konserwacyjne. Ich rezultat powoli możemy podziwiać.
Jednak największe rozczarowanie czekało nas w bibliotece. Marzenie o starych księgach szybko prysło. Najbardziej wartościowe pozycje zostały wywiezione do Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu po likwidacji zakonu. Kolejne księgi trafiły do Biblioteki Wojewódzkiej w Zielonej Górze. Usłyszeliśmy jeszcze opowieść o tym jak sala biblioteki w pierwszych latach po wojnie stała otwarta i ogólnie dostępna. Każdy mógł tu wejść. Starymi niemieckimi książkami nikt się nie przejmował. Dzieciaki grały tu w piłkę.
Na szczęście to, co przetrwało i tak robi wrażenie. Spróbowaliśmy ten klimat uchwycić na fotkach.
Zwiedzanie na spontanie
Pisaliśmy o szczęściu w podróżowaniu. Chcemy dodać jeszcze kilka słów o zwiedzaniu spontanicznym. Bardzo często się nam przydarza. Spontan to fajna sprawa. Jedziesz przed siebie. Niby nawigacja cię prowadzi do jakiegoś celu, ale nagle wypatrujesz fajny obiekt gdzieś w pobliżu (mapa Google to super sprawa) skręcasz w boczną drogę i odkrywasz cuda, o których oficjalne przewodniki milczą.
Tak trafiliśmy do miejscowości Witków i dwóch wspaniałych zabytków. Odkryliśmy gotycką wieżę mieszkalną z XIV wieku i Kościół Matki Bożej Rokitniańskiej i św Michała Archanioła. Świątynia to budowla wczesnogotycka z przełomu XIII i XIV wieku. Kościół zbudowano z kamienia polnego i rudy darniowej, której złoża znajdowały się w okolicy.
Szczęście znowu dopisało. Ksiądz szykował kościół na pogrzeb i udało się nam zajrzeć do wnętrza. W przedsionku znajduje się płyta nagrobna z XVI wieku dawnego właściciela wsi – Nickela von Wansdorfa. To właśnie jego przodkowie zbudowali uroczy zameczek w Witkowie. Pozachwycaliśmy się chwilę, a potem zaczęliśmy narzekać, że mamy tyle wspaniałych zabytków, których nie idzie zwiedzać. Może kiedyś to się zmieni? Może nasze podróże z dala od oficjalnych szlaków trochę się do tego przyczynią. Warto o tym rozmawiać!
Klasztor franciszkanów we Wschowie i trochę straszna krypta
Kolejny klasztor, który na naszej trasie musiał się znaleźć. Pojechaliśmy do Wschowy, żeby podziwiać kościół franciszkanów. Zakonnicy do Wschowy zostali sprowadzeni przez Kazimierza Jagiellończyka w 1457 roku, ale wszystko zaczęło się dwa lata wcześniej od podarowania przez mieszczan oraz magistrat ze Wschowy ziemi pod nowy zakon. Pierwszy kościół zbudowany został z muru pruskiego. Zakon rozwijał się prężnie, ale wkrótce nad bernardynami zaczęły zbierać się czarne chmury. Coraz więcej osób we Wschowie i okolicy przechodziło na protestantyzm. Dochodziło do konfliktów i kłótni. Czas reformacji nie sprzyjał katolickim zakonom. W roku 1558 podpalono kościół i budynki gospodarcze, a zakonników wyrzucono z miasta.
Kontrreformacja umożliwiła powrót bernardynów do Wschowy. W latach 1638- 1644 odbudowano kościół według projektu Krzysztofa Bonadury Starszego. Barokową świątynię możemy podziwiać dzisiaj. W XVIII wieku dobudowano kaplicę Krzyża Świętego, wieżę kościelną i krużganki zakonu.
W 1827 zakon zlikwidowano, a budynki przekształcono w szkołę podstawową. Kościół przejęła parafia rzymskokatolicka. Zakonnicy powrócili od Wschowy dopiero po wojnie. W 1945 roku klasztor przejęli franciszkanie.
Barokowo-rokokowe wnętrze kościoła zachwyca. Stoimy i podziwiamy. Tu prawie każdy detal opływa w złoto. Nad naszymi głowami freski z roku 1746 wykonane przez malarza głogowskiego Ernsta Engelfeldnera.
Jednak największe wrażenie robi krypta grobowa pod Kaplicą Świętego Krzyża. Zbudowano ją w roku 1731 i przez okres prawie stu lat chowano zakonników i fundatorów zakonu. Specyficzny klimat i niska wilgotność doprowadzały do mumifikacji zwłok. W szczelnie zamkniętej szklanej trumnie oglądamy zmarłego zakonnika w doskonale zachowanym habicie. Podziemia robią niesamowite wrażenie. Niestety można tu wejść tylko raz do roku w dzień zaduszny (2 listopada). Znowu szczęście nam dopisało.
Województwo lubuskie jest bardzo rozciągnięte. Z południa na północ to niezły kawałek do przejechania. Jeśli wybierzecie się naszym śladem to będziecie potrzebowali noclegów. Na stronie Lubuskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej znajdziecie listę fajnych noclegów. Do tego we wszystkich zrealizujecie bon turystyczny. Z ostatnich doniesień prasowych wynika, że nie musicie się spieszyć. Czas realizacji bonu przedłużono do września 2022.
Artykuł powstał w ramach 4 Turystycznych Mistrzostw Blogerów organizowanych przez Polską Organizację Turystyczną.